wtorek, 26 czerwca 2012

letnio

Letnio powinno być, a tu leje. Kto to widział, żeby 26 czerwca chodzić w wełnianym swetrze, ale... ale... w ostatnim czasie nabywszy na wyprzedaży kalosze, a w sklepie z drugiej ręki płaszczyk przeciwdeszczowy i takiż kapelusik, jak się okazuje nie przeinwestowałam. Ubrana jestem cieplutko, kolorowo i stosownie do aury. Zdradliwej i wpędzającej mnie jednak (przy całym samozadowoleniu) w kłopoty, piorun był uderzył w sieć i spalił takąż kartę. I nie ma internetu zawodowego. Co uważam za spory afront ze strony burzy, bo gdyby się była zapowiadała, to by się wyłączyło to i owo i nie byłoby problemu, a tak ciemność widzę. A czas, mimo, że idą wakacje, pracowo nie zwolni, tylko będzie uporczywie przypominał o terminach, połowie roku i takich tam różnych. A tu klops.



poniedziałek, 11 czerwca 2012

z perspektywy

z perspektywy przedmieścia dzieje się niewiele, czasem da się zauważyć przejeżdżające samochody z powiewającymi chorągiewkami, a na międzynarodowej słychać klaksony. Nie jestem jednak pewna czy to nie irytacja kierowców na utrudnienia komunikacyjne. Dało się słyszeć w oddali krótkie, gromkie hurra!! w piątek i to właściwie wszystko. Wszystko? A!! no tak i jeszcze dwa samoloty więcej, ale też pewności nie ma, że to nie dodatkowe rejsy wakacyjno-zbliżające się. Ale w ogólności tak, Panie cisza i spokój. Nie znaczy, że jesteśmy na przedmieściu "ponad TO", choć zdaje się, że taka moda też się pojawiła.  Powiewające niewiedzieć czemu sprawiają, że takie tam wierszyki powtarzamy, o tym kto jest kim. Gdybyśmy mieli do kogo, to i na międzynarodowej chętnie byśmy pomachali :). Bo czemu nie? 
A w przerwach wzruszyłam się ślubem mojego "malutkiego" sąsiada, że to już, a ja taka ... znacznie starsza, nastawiłam nalewkę z czarnego bzu, zasmażyłam płatki róży. Z mną miłe spokojne cztery dni.

niedziela, 3 czerwca 2012

wsobie

wsobność mi przyszła do głowy, taki trochę egoizm ciut i egocentryzm ciut, niesłusznie cieszące się nie najlepsza sławą, kiedy wieczorem wieszałam na przepełnionym wieszaku bluzę.  W sobie poszukiwać trzeba harmonii, zabiegani jesteśmy, a czas pożera jakiś potwór, nie mamy czasu na bycie, oto taką niespieszność codzienną. I wyjścia też nie mamy, bo czas nas stale pogania. Potrzeba nam wsobność. A moja harmonia wczorajsza wieczorna to mała niebieska kurteczka, przytłumione światło i na wpółuśpiony dom. I jestem absolutnie pewna, że nawet w Nepalu jej nie odnajdę, jeśli nie odnajdę jej w sobie. Cóż, że tylko na chwilę. Bo dziś się już śpieszę i robię to, na co rano nie będę miała ani chwili. Bo czasu będzie brak, a rano będzie deszcz i korki i nerwowe pokrzykiwania, ubieraj, zakładaj, wychodzimy, szybko.