Święta święta i już po....ale
Nadciągają święta, niczym tornado, myślę grzebiąc nożem w cieście kruchym zamarzniętym na kość w wielkopiątkową noc. Ciasto miało trafić na chwilę do zamrażarki, ale chwila ta trwała nazbyt długo i teraz przedmieście uśpione, szumią tylko urządzenia, wspierając osamotnioną na placu bitwy
Kiedy ciasto pokrojone na kawałeczki odkleiło się w końcu od podsypanej mąką miseczki, problemem stało się rozwałkowanie, indiańską metodą starte na tarce zmieniło się w spód mazurka makowego. ;)
Mamo, a upieczesz ten pyszny mazurek ten co w tamtym roku?; Kajmakowy? O tak ten, ten makowy! No to makowy. Jednak ubiegłoroczny mazurek mi sromotą, bowiem mleko i cukier za żadne skarby nie chciał się zmienić w kajmak, po kilku godzinach podgrzewania zdesperowana utarłam to co wyszło z masłem i w takiej półpustynnej postaci wylałam na ciasto. Przyczyna była w mleku kartonowym, w tym roku zaopatrzona w mleko z "woreczka" uwieńczyłam sukcesem dzieło. A mazurek kajmakowy znika u nas równo z chwilą zakończenia świąt, drugi wypróbowywany do tej pory trwa na posterunku, okazał się niewypałem i jego miejsce w przyszłym roku zajmie inny.
Wielkanoc od kilku lat ma swoją właściwą oprawę, odkupiłam sobie na starociach część serwisu śniadaniowego z motywem Indisch Blau i wszystko wróciło na swoje miejsce.
Ostatecznie Święta się odbyły i nawet było miło. Dobrze, że są tylko raz na jakiś czas, bo choć trwały dwa dni, to ja już od dwóch dni dojść do siebie nie mogę, marzę o tym żeby odpocząć.