wtorek, 26 czerwca 2012

letnio

Letnio powinno być, a tu leje. Kto to widział, żeby 26 czerwca chodzić w wełnianym swetrze, ale... ale... w ostatnim czasie nabywszy na wyprzedaży kalosze, a w sklepie z drugiej ręki płaszczyk przeciwdeszczowy i takiż kapelusik, jak się okazuje nie przeinwestowałam. Ubrana jestem cieplutko, kolorowo i stosownie do aury. Zdradliwej i wpędzającej mnie jednak (przy całym samozadowoleniu) w kłopoty, piorun był uderzył w sieć i spalił takąż kartę. I nie ma internetu zawodowego. Co uważam za spory afront ze strony burzy, bo gdyby się była zapowiadała, to by się wyłączyło to i owo i nie byłoby problemu, a tak ciemność widzę. A czas, mimo, że idą wakacje, pracowo nie zwolni, tylko będzie uporczywie przypominał o terminach, połowie roku i takich tam różnych. A tu klops.