poniedziałek, 20 października 2008

przed.... i po....

Zainspirowała mnie pokrywka pojemnika na śledzie - moje niespełnione marzenie starociowe - od czasu, kiedy w jednej z gazet zobaczyłam ścianę zawieszoną rzeczonymi śledziami z ceramiki. Na ile sposobów można zobrazować plastycznie śledzia? Jak pokazują owe przedmioty użytku codziennego/niecodziennego - na wiele.

I nagle, dziś, tak jakoś przypomniałam sobie, że w domu moich Dziadków też była beczka na śledzie. Solone. Oczywiście przed.
We wspomnieniach Babci - przed było mimo wszystko lepiej, niż po. Po też miało swoje plusy, bo za Sanacji nie żyło się łatwo i nie ma do czego tęsknić, ale przed wojną kupiłam sobie modną czapkę i Dziadek mi ją schował - nigdy nie mogłam mu tego wybaczyć....
Kawa czarna?! A co to za rarytas - przedwojną paliliśmy taką w domu i takiej kawy....
Przedwojną zakopaliśmy tam koło gruszy skrzynkę likieru... nie męcz, nie pamiętam dokładnie gdzie, to było przed.....
A przedwojną chciała się do nas wprowadzić moja ciotka Domicella, ta wiesz, co to jej mąż - oficer popełnił samobójstwo, i ona jako żona oficera miała futra, srebra, ale ona była wielka dama, a u nas były małe dzieci i… a potem obcy ludzie ją ze wszystkiego okradli...
A przedwojną moja ciotka Marta była krawcową we Lwowie, jakie piękne materiały mi przywoziła, po kawałeczku, nikt nie miał tak, jak ja, ubranej lalki...
A w czasie wojny, pierwszej, stacjonowali u nas białoarmisci i mieli taką piękną choinkę...I wszystkie ozdoby mi zostawili i mówili Marynka to dla ciebie...


A ja jakoś tak, dziś, bardzo zatęskniłam za przed....

czwartek, 2 października 2008



Nareszcie mam wrażenie, że odzyskałam jesień, ta szarość i chłodna wilgoć przyszły nie w czas i przybiły mnie ogromnie. Ogród czekał na porządki i ostatnie cięcia, trawnik na koszenie, cebulki wiosennych, zamknięte w szarych, papierowych torebkach niecierpliwie wpuszczały kiełki. Pąki róż, które nie zdążyły zakwitnąć, zaschły na krzewach a ich melancholijna dusza snuła się po ogrodzie.
A teraz "akcja orzech" zakończona pełnym sukcesem, obietnice tulipanów w ziemi (nie wszystkie, co ja zrobię z pozostałą resztą, Rozsądnej na zakupach nie było, a teraz obie R&R borykają się z problemem gdzieby to tu ....), kareta dla Kopciuszka wygrzewa się przed domem i tylko grzyby są wspomnieniem tamtej jesieni......



niedziela, 14 września 2008

popołudniowo

Niedziela pochmurna i zimna, popołudniowa kawa z cynamonem ma przegonić jesienna senność i przeziębieniowe przygnębienie.
A dzień dziś zaczął mi się wcześniej od niedzielnej wyprawy na starocie. Zimno, ale sprzedająco/kupujących wcale nie było tak mało. Ceny różne, a towar strychowo-zachodnioeuropejski,choć tym razem nie było angielskiej starzyzny, która sama w sobie, była czym nowym w ubiegłym miesiącu.
Wróciłam z klamką do furtki i dwoma krzesłami - do odczyszczenia - ale stoją pewnie , no i ze słoikiem na jesienną nalewkę.

piątek, 12 września 2008

na długie, złe miesiące...

Pogoda nie pozostawia wątpliwości, jest zimno i mokro i nic nie zapowiada poprawy. Ogród zatem choć w części musi przenieść się do domu. Kupiłam dzisiaj w pasmanterii zestaw do haftu z motywem lawendowym i małą paczuszką z lawendy kwieciem. Moje lawendy nie kwitły w tym roku zbyt obficie, a jedna posadzona jesienią ubiegłego roku - okazała się być białą. (?!)



środa, 10 września 2008

koniec lata

Róże kwitną tak, jakby to był czerwiec, a nie prawie połowa września. Ten rok ich nie rozpieszczał - chłody i deszcze sprowadziły na nie wszelkie możliwe choroby. A w obliczu jesieni w środku lata, nawet mszyce skapitulowały i w pewnym momencie niezauważalnie i bezpowrotnie się wyprowadziły. Ich miejsc zajęło "coś" wyżerające dziury w lisciach i mimo zastosowania latarki i działania przez zaskoczenie do dziś nie wiem, kto zamieszkał w ogrodzie. Nieprzychylni twierdzą, że to on, ale czy tak jest, nie wiem.