niedziela, 2 października 2011

bo jednak...


Posiadanie dziennika oznaczało przejęcie władzy ;) przynajmniej na chwilę. A dziś podróż sentymentalną. Za nami stulecie szkoły i kolejne lecie matury. Nie wybierałyśmy się wcale, ale kiedy się okazało, że lista już zamknięta, to zrobiło nam się jednak szkoda, że jednak nie idziemy (?) no i siłą autorytetu Pani Dyrektor na zamkniętą listę wpisałyśmy się i my. We dwie. Bez nadziei, że spotkamy jeszcze kogoś. Naszej klasie nie pod drodze jakoś razem. Dziś bardziej dorosła wiem, że to wina dorosłych, nauczycieli, wychowawców, że im nie zależało, że zbyt pośpiesznie zapominają, że dziś uczniowie, to jutro dorośli, a poczucie sprawiedliwości nie ma tylko jednej strony - ex katedra. Tak czy inaczej poszłyśmy, we dwie, ale widocznie dwójkami łatwiej, bo ostatecznie byłyśmy klasowo we cztery i ....rany fajnie było. Dziennik nudy... nie nasz i jeszcze z samymi piątkami, a to dla wspomnień pożywki brak.
Ostatecznie spotkanie zakończyłyśmy grubo po północy po drodze zgarniają mojego Ojczulka balującego piętro niżej.